czwartek, 25 kwietnia 2013

17. Walka

Lucy i Wendy przeciw Kenjemu? Może zdawało się to bezsensowne. Może walka została już osądzona przez wszystkich, jednak tylko Lucy wiedziała, jak potężną moc potrafią wywołać uczucia. A jej uczucia były tak wielkie, głębokie i przede wszystkim szczere, że mimo wszystko widziała dla siebie odrobinę nadziei... 



Dobra Lucy, skup się... Nie możesz popełnić żadnego błędu, bo inaczej przegrasz. Dziewczyna starała się uspokoić i może wyglądała na spokojną, ale w środku wszystko szalało. Próbowała wymyślić jak uniknąć wzroku Kenjego. Na Wendy nie mogła zbyt polegać, bo za bardzo się o nią martwiła. Po chwili uśmiechnęła się do przeciwnika, który skupiał swój wzrok na Wendy. Zbliżał się do niebieskowłosej niebezpiecznie z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Nie trzeba było się zastanawiać, żeby wiedzieć o planach Kenji'ego. Jak każdego przeciwnika chciał ją po prostu zabić, jednak Lucy nigdy by na to nie pozwoliła. Prędzej sama by umarła, niżeli miałaby oglądać śmierć przyjaciół. Kiedy wysoki mężczyzna z czarnymi jak węgiel oczami był już przy Wendy, ta nawet nie mogła zapłakać ze strachu, chociaż bardzo chciała.
-Bramo Lwa, Lokie! Zawołała blondynka i machnęła swoim kluczem w powietrzu, a w momencie przed nią stanął jej duch i przyjaciel Loki. 


Erza, Jellal, Laxus, Levy i Gajeel. Byli już na skraju wyczerpania, ale ich przeciwnicy również. Walka była zacięta. Byli sobie równi. 
-Levy! Zawołał przerażony Gajeel kiedy podmuch wiatru spowodowany przez jednego z przeciwników odrzucił drobną dziewczynę o kilka metrów w tył. Stracił przez to gardę i nie minęło kilka sekund a już klęcząc na jednym kolanie znajdował się obok niej. 
-Levy, daj mi trochę żelaza... Powiedział cicho Gajeel a wtedy dziewczyna uniosła się do góry i utworzyła swoją magią duży napis "iron" , który po chwili stał się pokarmem Smoczego Zabójcy. Kiedy się najadł wstał zadowolony i z nową rezerwą magii i siły poklepał się po brzuchu.
-Teraz, kiedy się najadłem, możemy walczyć! Zawołał i rzucił się na przeciwników, od razu powalił maga, który panował nad wiatrem i chwilę wcześniej zrobił krzywdę Levy. Chłopak nie wiedział, dlaczego tak reagował. Kiedy widział tą małą, kruchą istotkę po prostu jego twarde jak stal serce robiło się mięciutkie, a rozum chociaż się sprzeciwiał i tak zawsze przegrywał z czerwonym mięśniem w klatce piersiowej. Coś zawsze mówiło mu, że musi ją chronić. Zawsze chciał ją mieć na oku, a teraz kiedy był świadkiem wyrządzania jej krzywdy miał ochotę zabić tego, kto spowodował choćby mały grymas bólu na jej pięknej twarzyczce. Postawa Gajeela wszystkich podniosła na duchu i udzieliła im się. Walczyli zaciekle, jednak przeciwnicy nie mieli zamiaru się poddać. Walczyli równie zaciekle co oni, jednak siły obu 'drużyn' coraz szybciej malały. walka trwała już dobre pół godziny, a żadna strona nie wyglądała na wygraną. Byli tak samo zmęczeni... To tak jakby Erza spotkała się z Erzą, Gajeel z Gajeelem... Reszty chyba wymieniać nie trzeba.  Nie można było popełnić najmniejszego błędu, bo przez jeden mały błąd mogli stracić życie. Tylko jedna mała Levy zastanawiała się podczas walki co się dzieje z Natsu i Lucy, przez co nie mogła się skupić na walce. I gdyby nie Gajeel zapewne byłaby już przegrana.

-Loki, musisz odwrócić jego uwagę, żeby... Nie zdążyła nawet dopowiedzieć tego co chciała, bo Loki jakby już we wszystkim obeznany ruszył na przeciwnika i odepchnął go od przerażonej Wendy, która od razu zaniosła się płaczem.
-Wendy, wracaj do nich, na pewno jesteś im potrzebna. Powiedziała z uśmiechem dziewczyna, która zwróciła uwagę na dwójkę exceedów, którzy jakoś próbowali uwolnić Salamandra, jednak po ich minie stwierdziła, że nie wychodzi im to najlepiej. Wiedziała, że jeżeli się nie pospieszy Natsu zginie. Kiedy ponownie przeniosła wzrok na Gwiezdnego Ducha ten stał już nieruchomo przed Kenjim. Kenji jednym ruchem pozbył się Lokiego, a Lucy cofnęła się o krok. Wiedziała, że plan który już sobie obmyśliła był bezsensu. Musiałaby co chwila wzywać nowego ducha, a wtedy szybko straciłaby swoją magiczną moc, i na nic by się nie przydała... Szybko, szybko... Musi wymyślić nowy plan, bo inaczej będzie źle. Dziewczyna zagryzła nerwowo wargę i nagle spojrzała na exceedów.
-HAPPY, CARLA ! Zawołała do dwójki kotków, i poczuła jak jej ciało drętwieje. Słyszała przerażony krzyk Happiego, jednak nie musiała długo czekać na reakcję, której inicjatorką była oczywiście Carla, która niemalże od razu wpadła na pomysł. To było tak, jakby ona i Lucy czytały sobie w myślach. Wraz z Happym wlecieli przed oczy Kenjego, a ten nie mogąc skupić wzroku znów uwolnił blondynkę. Starając się pozbyć upierdliwych latających kotów, jakby zapomniał o Lucy która właśnie szykowała się do ataku.
-Lucy, dasz radę... Powiedziała sama do siebie i zamknęła oczy. 

W tym właśnie momencie Wendy wybiegła z budynku i widząc zaciętą walkę stanęła w bezruchu i zastanawiała się co ma zrobić. Dołączyć do walki, czy może starać się uleczyć jakoś w biegu walczących towarzyszy, aby zdobyli przewagę. Nie musiała się długo zastanawiać, i od razu pobiegła w stronę klęczącej na jednym kolanie Erzy i stojącym przed nią Jellalem, który chronił ją własnym ciałem przed atakami.
-Erza-san! Zawołała niebieskowłosa dziewczynka i podbiegła do przyjaciółki wytwarzając niebieską poświatę. Chcąc szybko uleczyć Tytanię włożyła w to dużą ilość magii. Nie minęła chwila, kiedy Erza z początkową siłą i zaciętością wróciła do walki u boku Gajeela, który niedawno także odzyskał siły po zjedzeniu stali od Levy. Wendy, biegała między magami i leczyła przyjaciół. Kiedy udało jej się doprowadzić magów do dobrego stanu, sama opadła gdzieś z tyłu na kolana ciężko oddychając. Zużyła naprawdę dużo mocy magicznej, jednak była z siebie dumna. Uwielbiała pomagać ludziom, a zwłaszcza swoim przyjaciołom, i zawsze mimo zmęczenia była szczęśliwa, że się jej to udało. Szala wygranej od razu przewinęła się na stronę Magów z Fairytail. 

Lucy musiała użyć swojej najmocniejszej broni. Uranometrii. Sądziła, że dzięki temu uda jej się pokonać Kenjego, a przy okazji zniszczyć to dziwne lustro, w którym był słaby Salamander. To była ostatnia deska ratunku, jeżeli to nie pomoże, jej starania pójdą na marne. Ale nie! Lucy weź się w garść, uda Ci się, jesteś silna! To chyba był pierwszy raz od długiego czasu, kiedy blondynka w duchu powiedziała sobie, że jest silna. Ale tak właśnie teraz czuła. Czuła, że jej uczucia dadzą jej wygrać, pozwolą jej na to... Że to dzięki nim uda jej się pokonać przeciwnika i uratować swojego... Przyjaciela. Potrząsnęła głową żeby już więcej nie rozmyślać i zamknęła oczy. 

  -Zajrzyj w niebiosa, otwórz je na oścież
Poprzez poświatę wszystkich gwiazd na nieboskłonie,
Pozwól im siebie poznać poprzez mnie
O Tetrabibliosie...
Jam ta, która gwiazdami włada
Uwolnij swą postać, swą wrogą bramę...
Niech 88 znaków
Zabłyśnie...
URANOMETRIA!

Wokół jej ciała pojawiła się złota poświata. Była ona większa niż dotychczas, jej włosy unosiły się wysoko w górę, a przyjemne ciepło które od niej biło otulało teraz małe exceedy.
-Happy, Carla! Na tą komendę dwa kotki odleciały na boki, a kule przypominające planety porozrzucane zostały po całym pomieszczeniu. Lucy upadła na kolana, jednak otwarła jedno oko rozglądając się po pomieszczeniu. Na podłodze ujrzała leżącego Salamandra, po drugiej stronie ledwie przytomnego Kenjego. 
-Natsu... Powiedziała cicho i podeszła do niego resztkami sił. Opadła tuż obok jego ciała i wtuliła się w jego ciepłe plecy. Z jej oczu spłynęło kilka pojedynczych łez, i wtedy właśnie usłyszała czyjś śmiech. Uniosła głowę do góry i spojrzała na śmiejącego się Kenjego, który leżał wpatrując się w ogromną bramę, wokół której ciągle panowała mroczna aura. Dopiero teraz spostrzegła, że jest otwarta. Nawet nie wiedziała co to oznacza, ale sądząc po śmiechu, który powodował u niej ciarki nie było to nic, z czego mogłaby się cieszyć.
-Teraz już nikt mnie nie pokona! Zawołał psychopatycznie mężczyzna powodując u dziewczyny kolejną falę nieprzyjemnych dreszczy.
-Lucy! Zawołała Tytania, która wbiegła do pomieszczenia wraz z resztą towarzyszy, a gdy ujrzała otwartą bramę do zaświatów jej serce zamarło.
-Spóźniliśmy się! Powiedziała cicho a wyraz jej twarzy mówił sam przez się...
-Musimy to powstrzymać !






Dodaję siedemnastkę. Mam nadzieje, że się przyzwyczailiście, że moje rozdzialiki są krótkie :3 No cóż, mogło to być lepiej opisane, wiem. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale szło mi to opornie, ale postanowiłam że mimo wszystko to dodam, ponieważ noo dawno nie było rozdzialiku, a wiem, że czekanie na nowy rozdział nie jest przyjemne :PP Mam nadzieję jednak, że przypadnie wam do gustu :3

do zobaczenia, kochani <3

Aiko.




5 komentarzy:

  1. Jeeej, pierwsza! ;D Świetny rozdział, ale zaraz... jeśli brama została otwarta, a Natsu jest na zewnątrz to... Zabiłaś Natsu? O.O Nie, on musi żyć, bo jakie byłoby FT bez niego? ;_; Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, happy end i te sprawy. ;p Życzę dużo weny :3

    OdpowiedzUsuń
  2. W życiu nie powiedziałabym, że ten rozdział szedł Ci opornie, jak dla mnie wszystko opisałaś rewelacyjnie, szczególnie odczucia magów. No i masz, brama się otworzyła... Obgryzając ze zdenerwowania paznokcie (i wyzywając mój złomek by działał) czekam na następny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super opis walki! Ogólnie extra piszesz, zazdroszczę. ;u;

    OdpowiedzUsuń
  4. Ile ludziów mnie wyprzedziło ?! Gomenasai ;__;
    Lucy świetna walka, czy Natsu żyje? Mam nadzieję, że tak ale domyślam się że jego większość mocy magicznej ulotniło się w tej bramie czy czym tam bo jeszcze tego nie ogarniam. Ale ile musiałam czekać, na szczęście się doczekałam i było to tego warte. Tym razem nie karz mi tak długo czekać i dodaj szybko nowy rozdział, bo już się nie mogę doczekać.
    Weny życzę :3

    OdpowiedzUsuń